środa, 24 września 2014

Wielodzietni...znaczy gorsi


Witajcie!


   Długi czas zastawiałam się nad tym czy podejmować tematy stricte dotyczące rodzin wielodzietnych. Nie chciałam zanudzać nikogo tą tematyką. Skoro jednak blog ma być miejscem w którym mogę podzielić się wszystkim tym, co we mnie tkwi, to dlaczego nie...
   Według polskiego prawa rodzina wielodzietna to ta, która ma co najmniej troje dzieci. My z czwórką pociech wpisujemy się w tą definicję idealnie. No i właśnie. Miejscem, płaszczyzną na której możemy znaleźć zrozumienie jeżeli chodzi o sprawy dotyczące rodzin wielodzietnych są najwyżej fora internetowe zatytułowane na przykład "Rodziny WIELODZIETNE z wyboru". Przesadziłam, ale grono wspierających nie jest znacznie większe. Wyraźne podkreślenie słów "z wyboru" zdaje się nie być bez znaczenia, gdyż nikt z "dzieciorobów" nie ma ochoty być kojarzonym z patologią. Okazuje się się jednak, że dla wielu osób rodzina mająca więcej niż dwójkę dzieci jest z nią automatycznie utożsamiana. Utarł się pogląd, że osoby zakładające tak duże rodziny albo są bardzo zamożne, albo...są fanatykami religijnymi. A co w przypadku gdy żaden z podanych parametrów się nie zgadza. No to wtedy można zgodnie uznać, że mamy do czynienia z osobami nieodpowiedzialnymi. Zarzut z którym spotkałam się już tak wiele razy, że aż sama zaczęłam w niego wierzyć.
    Do tej pory nie rozumiem dlaczego po prostu nie można uszanować decyzji podjętej przez innego człowieka. Dlaczego tak często spotykamy się z pewną... wrogością i jednocześnie arogancją, gdy chodzi o tą kwestię. Przecież ostatecznie to nasz wybór, i nasze życie. Konsekwencje dla nas i naszych dzieci... więc o co chodzi...Wydaje mi się, że ma na to wpływ "oceniająca natura ludzka". Najzwyczajniej w świecie lubimy przesiewać wszystko przez własne filtry, takie jak wartości, które wyznajemy, warunki w jakich żyjemy itp. Ale czy to daje prawo komukolwiek na wyrażanie krzywdzących opinii? No nie, ale co z tego. Inni wielodzietni zgodnie twierdzą, że takowy stosunek do ich rodziny w ogóle ich nie interesuje. Nie prawda. Na początku, nie prawda. Później człowiek się oswaja, i po prostu żyje. Nikt mi nie powie, i nie chodzi tu tylko o wielodzietnych, że gdy pojawiają się dzieci nie próbujemy udowodnić całemu światu bardziej niż sobie, że na nie zasługujemy. I na pewno nie jest miło, gdy ktoś te przekonanie podważa w jakikolwiek sposób. Nie pozwalajmy na to, aby inne osoby miały tak silny wpływ na nasze życie. Tak często, i tak wiele mówi się o poczuciu własnej wartości. Uzależnienie jej poziomu  od opinii ludzi o nas samych, sprawia, że żyjemy tak, jak oni chcą . Mówiąc, a raczej pisząc kolokwialnie, trzeba mieć twardy tyłek. Na tyle twardy, aby tzw. odbiór społeczny nie zniszczył nam naszego, prywatnego pojmowania rzeczywistości. 
   Wracając jeszcze do kwestii wyboru, jakim jest posiadanie dzieci. Zaobserwowałam, że narodziny pierwszego dziecka traktuje się zupełnie normalnie (w większości przypadków). Takowy wiele osób rozumie, składa gratulacje i generalnie jest super. Wyborem może być także dwoje dzieci. Taką decyzję rozumieją prawie wszyscy. Jak wiadomo posiadanie duetu stanowi najpowszechniejszy model rodziny funkcjonujący w Polsce. Po narodzinach dzidziusia także otrzymujemy gratulacje, niekiedy pomieszane z lekkim niedowierzaniem. Gdy na świat przychodzi trzecie dziecko, przysięgam, współczucie i szok. Miałam wrażenie, że ludzie traktują nas jakby przydarzyło nam się jakieś nieszczęście, pech czy coś takiego. Czwarte dziecko- zatkało wszystkich :).
   Niestety nadal chęć posiadania większej liczby (niż przeciętna dwójeczka) dzieci spotyka się z niezrozumieniem. Komentarze typu "po co to wam", "może już starczy" pojawiają się bardzo często, a samą wielodzietność zrównuje się z nieznajomością antykoncepcji. Myślę jednak, że powoli zmienia się podejście Polaków do nas, jako wielodzietnych- zarówno rodziców, jak i dzieci. Zauważyłam jedną prawidłowość. Najbardziej naszym szczęściem cieszyli się moi znajomi ze studiów podyplomowych (wówczas). Osoby ambitne, inteligentne, oczytane. Nie chcę tu tworzyć nowej teorii, ale coś w tym jest, że to właśnie oni potrafili docenić samą wartość jaką jest rodzina wielodzietna...Nie usłyszałam od nich żadnego negatywnego komentarza.
   Wychowanie dzieci traktuje jako ogromne wyzwanie. Nie mniejsze niż rozwój tzw. "kariery zawodowej". Tak, mam zamiar pójść na kolejne studia, kształcić się i zdobywać nowe doświadczenia. Może jeszcze nie teraz, ale mam to w planach, które w zwyczaju realizuje. Ostatnio moja dobra znajoma zapytała ze zdziwieniem "Ty masz zamiar kiedyś iść do pracy?". Otóż tak, mam taki zamiar. I to już niedługo. Wszystko się okaże.
   Należy przymrużyć oczy na "humorystyczne" komentarze takie, jak: "teraz będziecie chyba musieli kupić autobus do przewożenia dzieci". Na tego typu uwagę zazwyczaj odpowiadam: "Oczywiście, że tak. Po co inwestować w minibusa, skoro nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość" ;). Inny: "nie myśleliście, żeby nadać dzieciom numery, zamiast wołać je po imieniu". Odpowiedź: "No nie, jak tak. Każdy z nich ma już przypisany swój numer w dniu urodzin". Zrobiłam nawet mały żarcik umieszczając na swoim profilu społecznościowym zdjęcie z rodzinnej sesji, na której dzieci miały koszulki z napisem "Trouble 1", "Trouble 2", itd. Z czasem pojawiało się co raz mniej komentarzy typu: "wow-podziwiam" lub zapewnień (osób, które nie mają dzieci lub wychowują jedno) jak bardzo będzie nam ciężko pod każdym względem (wyczułam, że najbardziej chodziło im o finanse). A co raz częściej pojawiały się komentarze typu: "super rodzinka", "Family Power".
   Reasumując ten krótki wywód ;)... Porzućcie stereotypowe podejście do tematu wielodzietnych. U nas zawsze jest wesoło, masz co zjeść i z kim porozmawiać. Pamiętaj, dzieci to szczęście. Wybierając bycie singlem, posiadanie jednego dziecka, dwójki czy większej liczby to wasza decyzja. Tylko wasza. Dla wielu wielodzietni znaczy gorsi, dla nas wielodzietni znaczy szczęśliwi.

Pozdrawiam Was serdecznie,
                                             Marta.

4 komentarze:

  1. Bardzo dobrze ujęła to pani w slowa. Sama posiadam dwoje dzieci, chciałabym miec jeszcze jedno ( może 2:) ),kiedy dzielę się tym że swoimi znajomymi często widzę ich dziwne spojrzenia, niedowierzanie w oczach, różne dziwne pytania np." Ty tak na serio???", tak właśnie na serio! Dlaczego to takie dziwne? Sama nie miałam rodzeństwa, chce swoim dzieciom stworzyć prawdziwy dom, pełen ludzi, gwaru i miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dom pełen gwaru i miłości!Właśnie to mam,i jak się pewnie Droga Renatko domyślasz,nie zamieniłabym tego na nic innego,choć często jest "pod górę".Co raz częściej!Nigdy nikogo nie zachęcałam do powiększania rodziny. NIGDY!Przecież każdy wie najlepiej ile jest w stanie dać od siebie samego innym,ile ma sił na życie....i Ty,Wy zróbcie tak,jak uważacie.Po prostu.Nie zapominajmy,że życie mamy tylko jedno.Tak ważnych decyzji nie powinniśmy konsultować z osobami postronnymi, a tylko i wyłącznie z najbardziej zainteresowanymi :)ściskam marta

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy rodzilam syna 2,5 roku temu, na sali poporodowej leżała ze mną kobieta która urodziła swoje 4 dziecko, opowiedziała mi wtedy ze lekarz który odbierał poród skomentował to tak, żeby już tak nie krzyczała, przy 6 dziecku zrobi jej cesarke na życzenie, pomyślałam sobie wtedy jakim on musi byc prostakiem żeby kobiecie w tak intymnyn dla niej momencie powiedzieć coś takiego, ona sama odebrała to tak jakby z góry przypisał jej " rodzina patologiczna ". Kiedy w maju tego roku rodzilam córkę, na dyżurze był ten sam lekarz, na szczęście nie musiałam za długo na niego patrzeć bo zanim do mnie przyszedł, córcia byla już na swiecie.
    Pisze Pani o karierze, tak potrzeba nam wyjść z domu, ale spokojnie ze wszystkim zdążymy, do emerytury jeszcze zdążymy się napracować, nikt nigdy już nie da nam więcej takiego urlopu, to jest jedyny czas który możemy spędzić z dziecmi, najpiękniejszy ! Zanim urodziłam syna pracowalam, cała ciążę również, poszłam na urlop 10 dni przed porodem wtedy myślałam że praca jest aż taka wazna, gdy wróciłam ( co prawda na 7 miesięcy bo później byłam znów w ciąży) nikt tego nie pamiętał, do tego zaszły już jakieś zmiany w zakładzie i moja rola nie była aż taka istotna. Dlatego druga ciązę spokojnie spędziłam w domu, z synem który mnie potrzebował i teraz zupełnie nie myślę nad powrotem do pracy, spełniam sie w roli matki na 100%, czuje się bardzo dobrze móc byc z maluchami, cieszy mnie fakt rocznego urlopu macierzynskiego, ( choć już zostało go tylko 7 miesięcy ). Tego czasu nic nie jest w stanie zrekompensować:).a praca zawodowa....będzie na nią dużo czasu.
    Ps. Zainspirowana projektem odnowy łóżeczka, chciałabym się pochwalić ze moje właśnie schnie w garażu:) mogłam o tym pomyslec zanim Martyna przyszła na świat, ale wtedy nie natrafiłam na Pani stronę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Renato! Jeszcze niedawno, gdy byłam w ostatniej ciąży, zagryzałam się dramatycznie tym, że nie rozwijam się zawodowo.Nawet teraz (w październiku) miałam wystartować z kolejnymi studiami podyplomowymi...i przyszedł jakiś taki moment...jakby to nazwać odprężenia, odpuściłam sobie, i zaczęłam się bardziej cieszyć i doceniać to, co tu i teraz! I jest cudownie! Każdy wolny czas spędzam z maluchami,i paradoksalnie nie czuje, że coś tracę! Nie wykluczam niczego w swoim życiu, ale na razie chwilo trwaj!!! P.S. tylko nie "Pani" wrr :) Jedna z moich czytelniczek przysłała mi niedawno zdjęcia łóżeczka, które samodzielnie odnowiła. Cuuudnie. Może i Ty zechcesz przesłać mi takowe :) proszę,proszę :)

      Usuń